piątek, 30 maja 2014

Ryszard Kukliński - bohater czy zdrajca?

Poruszając temat Ludowego Wojska Polskiego nie sposób nie wspomnieć o największej aferze wywiadowczej, która wstrząsnęła PRL. Chodzi oczywiście o słynnego oficera Kuklińskiego. Ten pod pseudonimem "Jack Strong" służył obcemu wywiadowi i był agentem CIA. Ciężko snuć daleko idące wnioski bowiem większość dokumentów jak i samo śledztwo na ten temat zostały utajnione. Po dziś dzień Polacy dzielą się na dwa obozy (szkoda że po raz kolejny nas to nie dziwi). Jedna połowa uważa go za zdrajcę, który złamał przysięgę żołnierską i mógł przyczynić się do zagłady wszystkich Polaków. Z kolei drudzy czczą Go niczym bożka, który był gotowy zaryzykować swoim życiem dla odzyskania przez Polskę niepodległości.

Ryszard Kukliński wywodził się z rodziny robotniczej. Ojciec Jego został zamordowany w czasie II WŚ w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen. Swoją przygodę z wojskiem rozpoczął w Szkole Oficerskiej we Wrocławiu. Po jej ukończeniu mógł się szczycić stopniem chorążego. Służba w kolejnych jednostkach wojskowych skutkowała zdobywaniem przez Niego kolejnych stopni wojskowych. Zdana matura pozwoliła mu na rozpoczęcie studiów w Akademii Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Po ich ukończeniu otrzymał zaszczytny tytuł majora. Ryszard Kukliński miał czynny udział w przygotowywaniu planów inwazji wojsk UW na Czechosłowację. Według Kuklińskiego pierwsze kontakty z wrogim mocarstwem (USA) udało mu się nawiązać w 1972 roku. Tak rozpoczęła się Jego kontrowersyjna służba. Dostarczał informacje na temat planów użycia przez Układ Warszawski broni nuklearnej, a także nowinek na temat najnowszej radzieckiej myśli technicznej. Chodziło oczywiście o najnowsze czołgi, broń przeciwlotniczą oraz maskowanie obiektów wojskowych przed wrogimi satelitami.

Kiedy groźba dekonspiracji stała się faktem pułkownik Kukliński wraz z rodziną uciekł do Stanów Zjednoczonych. Nie byłoby to możliwe gdyby nie pomoc CIA. Tak zakończyła się Jego działalność - zarówno wojskowa jak i wywiadowcza. Powrót do kraju nie był już możliwy. Decyzja Polskiego sądu wojskowego nie mogła być inna - kara śmierci. Tym skutkowało złamanie przysięgi wojskowej i zdradzenie własnej ojczyzny. Po upadku komunizmu wyrok złagodzono. Na początku do 25 lat pozbawienia wolności, a później został On ostatecznie oczyszczony z zarzutów. Śledztwo umorzono i tak zakończyła się Jego sprawa. Pułkownik Ryszard Kukliński zmarł 11 lutego 2004 roku na udar mózgu. Jego szczątki spoczęły w Warszawie na Powązkach.


Nurtuje mnie jedno pytanie. Komu tak naprawdę służył Ryszard Kukliński? Polakom czy imperialistycznemu USA? Ciężko odpowiedzieć bez chwili zastanowienia. Trzeba jednak sprawę postawić jasno. Kult pułkownika w dzisiejszych czasach jest bezpodstawny. Prócz narażenia życia nie dokonał On niczego przełomowego. Jego agentura nie przyniosła żadnego sensownego efektu. Jednak gdyby doszło do wojny to właśnie Polska stała by się pierwszorzędnym celem głowic nuklearnych USA. Nikt tam Polską i jej mieszkańcami się nie przejmował. Szpieg - bo tak trzeba Go nazwać. Zdrajca, który nie chciał służyć ojczyźnie - ustrój nie jest ważny. Liczą się intencje. Nie wiem co mogło skłonić Go do złamania przysięgi wojskowej. Przysięga to najważniejsza uroczystość w życiu każdego mężczyzny. Służba ojczyźnie powinna stać na pierwszym miejscu. Ucieczka to zdrada. Moim zdaniem wyrok był słuszny. Kiedy widzimy kolejne incydenty związane ze zniszczeniem popiersia Kuklińskiego może powinniśmy wyciągnąć z tego jakieś wnioski? Niech każdy przemyśli sobie wszystkie za i przeciw, i dopiero wtedy zdecyduje czy było warto? Może gdyby historia potoczyła się inaczej nie mieszkali byśmy teraz w Polsce? Wojna atomowa nie dałaby nam wolności tylko ostateczną zgubę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz